czwartek, 16 lipca 2009

Spokojnie, to tylko design

Szpilki ze składanymi obcasami, pokój chmura do medytacji i olbrzymia lampa na baterie słoneczne - to nie sen zwariowanego wynalazcy, tylko Gdyńskie Dni Designu

Tato, tato zobacz! Latające talerze! - woła 8-letni chłopiec. Kilkuosobowa rodzina plażowiczów zatrzymuje się przed blaszakiem studia Razy2. Na froncie, na przezroczystych żyłkach rzeczywiście "lata" zastawa stołowa: białe talerze śniadaniowe z przypiętymi do nich kieliszkami. - To "Klypsos", czyli tzw. pomocnik bankietowy - tłumaczy Jacek Ryń, student V roku wzornictwa na gdańskiej ASP. - Wiadomo, że podczas przyjęcia przy szwedzkim stole trudno jednocześnie trzymać talerzyk i kieliszek od wina, jednocześnie podając rękę nowo przybyłym gościom. Dlatego wpadliśmy na bardzo prosty pomysł. Wykorzystaliśmy zwykły klips biurowy do spinania papieru, tylko drucik jest inaczej uformowany - tak żeby stanowił uchwyt do kieliszka. To stabilna, lekka, a przy tym praktyczna konstrukcja - istny ratunek dla dyplomatów - śmieje się Jacek. - Po raz pierwszy zdecydowaliśmy się je sprzedawać. Idą jak ciepłe bułeczki. Musieliśmy dowozić towar.

Faktycznie, głowa rodziny plażowiczów bez zastanowienia bierze pięć sztuk. - Jeden taki klips kosztuje pięć złotych. Wypróbujemy je na najbliższym grillu rodzinnym w ogrodzie - tłumaczy.

Razy2 to niejedyni młodzi projektanci z Trójmiasta. W kontenerze z numerem 1 wystawia swoje prace grupa studentów III roku wzornictwa z gdańskiej Akademii Sztuk Pięknych. - Dokładnie obejrzałam sobie zawartość wszystkich kontenerów, ale chyba tutaj widać największe szaleństwo i luz - mówi Katarzyna, młoda mama z Krakowa, która na wakacje do Gdyni wybrała się z 4-letnią Julką. - Choćby te składane czerwone szpilki pod nazwą "Gaz do dechy", dobre do prowadzenia samochodu, żelazko z wygrawerowanym ludowym wzorem "Gorący Kaszub", którym można sobie wypalić prawdziwie folkowy wzór. Pomysłowe są też gadżety, np. pendrive'y z klocków lego czy okulary, chroniące zarówno przed słońcem, jak i wiatrem. Fajnie, że do wystawy dołączone są krótkie filmiki instruktażowe, bo czasami nie od razu wiadomo, jak dany przedmiot zastosować. Szkoda tylko, że to tylko prototypy, których nie można kupić. Bo miałabym gotowy prezent dla mamy - "Tłuk polski", czyli tłuczek do mięsa z kwiatowym wzorem, który odbija się na kotletach.

źródło: Gazeta Wyborcza

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz